Fineasz i Ferb Wiki
Advertisement
Fineasz i Ferb Wiki
Rozbudowa Pracujemy nad tym!


Ten artykuł nie zawiera wszystkich informacji - wciąż jest rozbudowywany. Jeśli uważasz, że wyczerpały się możliwości rozbudowy - usuń ten znacznik z nagłówka.

Norm jest gospodarzem dziwnego reality show, które ukazuje życie pamiętnego doktora Dundersztyca.

Część I

(Odcinek zaczyna się w pokoju Fretki, która rozmawia ze Stefą przez telefon.)
Fretka: Wiesz Stefa, masz rację. Gdyby nie gąbki ocealne były by dużo głębsze. (Słyszy hałas, który jest w ogródku.) Co to za hałas? Chyba zaraz oszaleje! Aha! (Fineasz i Ferb grają w tenisa stołowego.)
Fineasz: Nieźle Ferb, ale nie pokonasz mnie twoimi mistrzowskimi zagrywkami.
Fretka: Dobra, co to jest?
Fineasz: Tenis stołowy.
Ferb: Ping-pong dla leni.
Fretka: Tak, tak, ale czy to taki ping-pong, laserowo, nukrelano, nad dźwiękowy?
Fineasz: Hm? Nie, coś to dobra myśl.
Fretka: Ping-pong, tak? Jaasne. Zaczekam tu aż pojawią się jakieś nieuniknione dziwactwa. Jeszcze tylko chwilunia. Dobra, to gdzie jest Pepe?

(W gdzieś w powietrzu Pepe leci do Dundera.)
Major Monogram: (Przez nadgarstkowy komunikator.) Monogram do Agenta P! Ty już w powietrzu, jak widzę. To lubię. Wywiad donosi, że Dundersztyc kupił ostatnio bardzo dużo krzeseł. Dosłownie z setki! To podejrzane jak na kogoś kto nie ma przyjaciół i... Ha! Jedną poduszkę. Prawdę mówiąc to domyślam się w kwestie poduszki, ale co do przyjaciół to jestem absolutnie pewien. Pomyśleć, że jest tyle dziewicz, których mógłby powinien zaistnieć zamiast bawić się w złego naukowca. No, ale było by wtedy... Dobra, zrobiło się ciut dziwactwie. Co nie? Słuchaj, i tak leciałeś w tamtą stronę możesz to wszystko sprawdzić? (Pepe ląduje na dachu Dundera, który się zamyka.)
Dundersztyc: Psst! Pepe Panie Dziobaku, tutaj. Szybko! Szybko! Szybko! Właśnie się zaczyna! (Pepe siada obok Dundera.)
Norm: Panie i panowie! Kogoś z naszej publiczności czeka za chwilę randka z przeszłością! A oto bohater dzisiejszych retrospekcji, Heinz Dundersztyc!
Dundersztyc: Ja? Hahahahaha! To ja! To ja, Pepe Panie Dziobaku!
Norm: Przywitajmy go ogromnymi brawami! (Norm rusza dźwignią, Pepe klaszcze przez dwie mechaniczne ramiona.) Dzisiaj zgłębimy żywot tego genialnego złoczyńcy i dowiemy się co jest jego wadą na zło.
Dundersztyc: Ale jak?
Norm: Dobre pytanie! Przy pomocy naszej niezwykłej leż potencjalnej zabójczej technologii wysysania pamięci. Wszystkie twoje najskrytsze wspomnienia pojawią się na tym ekranie. To taki teledysk zmontowany przez twój mózg. A zatem zacznijmy naszą przesadkę trasę pamięci od twoich urodzin w przepięknym Gimmelshtump, w Drusselsteinie!
Dundersztyc: Przyznam szczerze, że niewiele pamiętam byłem wtedy bardzo młody i nie miałem ocho... O! O! (Rurka, która jest podłączona do Dundersztyca w kasku zaczyna bulgotać.) Poczułem łaskotanie, czuję, że coś idzie!
Norm: (Norm pokazuje klip jak się Dunder urodził.) O! Jak miło! Ale gdzie mama?
Dundersztyc: No cóż, ona, ona nie przyszła.
Norm: Pamiętasz ten głos?
Lekarz: Be ze rodzoną się klapę i clupę chcemy one oddyche.
Norm: Oto i on, prost ze szpitala położniczego w Gimmelshtump, dr Mortimer Shluels.
Dundersztyc: Doktorze Shluels jak dobrze, że... (Dr go bije po tyłku.) Auł!
Dr Shluels: Ono oddyche.
Norm: Jestem pewien, że rozpoznasz nasz następny głos...
Pani Dundersztyc: Heinz, mój claj hobbengusher.
Dundersztyc: A, gdy mówiła "hobbengusher" mogło to jedynie oznaczać, że za...
Norm: To Twoja matka!
Dundersztyc: Mama!
Pani Dundersztyc: Hobbengusher. (Mama go bije po tyłku.)
Dundersztyc: Auł! Auł! Tak oznaczało dokładnie to. (Mama go znowu bije, ale kilka razy.) Auł! Auł!
Norm: Jakoś twoich kontaktów z matką pozostawiało trochę do życzenia. Ale co z ojcem?
Dundersztyc: Tak, wiesz. No cóż. No to były ciężkie czasy.

(Pojawia się na ekranie retrospekcja.)
Zmieścił go stres związane z utrzymywaniem rodziny. Byliśmy tak biedni, że pewnego dnia musieliśmy sprzedać naszego krasnala ogrodowego. I kto miał chronić nasz ogród przed wiedźmami i trollami? Pomimo mojego młodego wieku tatuś zdecydował, że ja...
Pan Dundersztyc: Don't Move! (Nie ruszaj się!)
Dundersztyc: Podczas gdy inne dzieci grały w Schtumpel i zajadały Dunderki, ja stałem tam godzinami.
Pan Dundersztyc: Don't Move!
Dundersztyc: W ciemną, zimną noc kiedy były Spitzenhoundty towarzyszył mi jedynie księżyc... I mój sąsiad Kenny.
Pan Dundersztyc: Don't Move!
(Koniec retrospekcji.)

Norm: Cóż za ekscytujące życie. Poziom emocjonalnego bólu wywołanego przez poszczególne wspomnienia będziemy śledzić na krasnalo-metrze, którego obserwacji będzie nam umilać nasza krasnolowa-modelka Vanna. Nasz krasnalek zaczął się wspinać. Mięśnie wyż nas krasnoladki-brodaty kolego. (Krasnal się wspina.) Wracamy do życia pana ofermy.
Dundersztyc: Dzięki, Norm.
Norm: Nie ma za co. Proszę, kontynuować.
Dundersztyc: Tak prawdę mówiąc dojrzewanie było bolesnym okresem, ale też było początkiem zmian na lepsze. (Retrospekcja.) W Gimmelshtump, skok z wieży był ważnym rytuałem w życiu każdego chłopca.
Pan Dundersztyc: Jesteś mężczyzna czy sznycel?!
Młody Heinz: Mężczyzna, mężczyzna. (Młody Heinz wspina się na drabinę, kładzie się na górze i patrzy z przerażeniem.)
Mężczyzna z kolejki: The boy is a schnitzel! (Ten chłopak to sznycel!) (Wszyscy się śmieją.)
Dundersztyc: Od tamtej pory, zaczęliśmy się z ojcem oddalać od siebie.
Pan Dundersztyc: Too close! (Za blisko!)
(Koniec retrospekcji.)
Dundersztyc: Co z tego już o tym zapomniałem. (Ojciec podchodzi do niego.)
Pan Dundersztyc: Don't Move! (Dunder stoi wyprostowany, ojciec odchodzi.)

Norm: Oto kolejny głos, który pewnością znasz...
Roger: A w ogóle po co mnie zaprosiliście?
Dundersztyc: (Niezadowolony.) Roger.
Norm: To twój brat Roger Dundersztyc, ukochany burmistrz w Danville. (Norm rusza dźwignią, Pepe klaszcze i gwiżdże przez dwie mechaniczne ramiona.) Wszyscy go kochają.
Dundersztyc: Dobra, dobra koniec tych braw i gwizdów. To mój program, nie jego!
Roger: Nic nie poradzę, że mama bardziej mnie lubiła.
Norm: Spójcie, tylko na ten ruń bąbelków z wspomnień. Opowiedz nam jak to było doktorze.
Dundersztyc: (Retrospekcja.) Kiedyś byłem szczęśliwy. To była krótka chwila trwała tylko o tyle. To było jakieś 5 sekund, gdy bawiłem się konnym-powodzikiem na dywanie. Okryłem, że moi rodzice oczekiwali narodzin córeczki. Moja mama miesiącami żyła sukienki. Niestety urodził się synek. A, ponieważ skończył się materiał musiałem przez cały rok chodzić w tych sukienkach. Stałem się pośmiewiskiem wszystkich kolegów z klasy. (Koniec retrospekcji.) Chciałem by matka zaczęła zdarzyć mnie większym uczuciem. (Retrospekcja.) Więc poszedłem do dzielnicy automatów, żeby zdobyć dla niej prezent. Na szczęście miałem przy sobie moje rożne kieszonkowe trzy-centową-monetę. Wrzuciłem ją do środka i ostrożnie kierowałem łapą, która wstawiała zdradziecki opór. Nie miałem wielkich szans, ale nagle stał się cud. Łapa złapała pluszaka. Był mój! Potem po serdeczku przekazałem nagrodę mojej ukochanej mamie, która natychmiast się odwróciła i oddała go mojemu bratu Rogerowi. Byłem zdruzgotany, gdy Roger napisał na nim grubym czerwonym flamastrem swoje imię, a potem napisał je również na mamie. Czym przydważczył sobie ich oboje i skutecznie ograniczył zainteresowanie rodziców moją osobą. (Koniec retrospekcji.)
Roger: No wiesz, Heinz do serca matki nie wiedzie nie jedna droga.
Dundersztyc: Kickball. Miłość mojej matki była niewytłumaczalnie związana z... Zresztą posłuchajcie piosenki.

(Piosenka Bez jej miłości musiał poznawać świat.)
Dundersztyc:Mamusia moja zawsze, nie wiedzieć czemu, kochała kickball.
A najlepiej w kickball grał mój młodszy brat.
I talentu był brak, był jej bardzo nie w smak,
Bez jej miłości poznać musiałem świat!

Dundersztyc: Panie i panowie, Miłosie!

Danny:O tak!
(Koniec retrospekcji.)
Roger: Chwila moment, Miłosie bywają w twoich wspomnieniach?
Dundersztyc: Mam znajomości.
Roger: Poważnie?
Dundersztyc: Nie, nie bardzo, powiedziałem, że to dla ciebie.
Roger: Hm? To ja wracam porządzić trochę miastem.
Dundersztyc: Tylko nie daj się oślepić przez własne ego!

Norm: Z rodziną ci się nie układało. Za to twoje życie towarzyskie było suszą puszką.
Dundersztyc: (Retrospekcja.) Ująłeś to najzwyczaj celnie i boleśnie. W wielu pięciu lat sam musiałem sobie urządzić urodziny.
Mężczyzna w przebraniu kozy: (Przychodzi z tortem.) Cześć chłopcy i... O! Hm? (Kładzie ciasto na stół i wychodzi.)
Dundersztyc: 10 sekund później skonfiskowano mi tort, bo przyjęcia zrobili minimum dwóch osób. (Koniec retrospekcji.)

Norm: U! Co za kanał! A pamiętasz chłopca o imieniu Borys?
Dundersztyc: No pewnie! Bandzior Borys Bucior Łobuziak. (Retrospekcja.) Zawsze sypał mi piaskiem w twarz. Byłem w piaskownicy: piasek. Pierwsza randka: piasek! Podpisywanie czeków: piasek! Plaża - i tu nagle nic. Ale i tak byłem spięty, bo się obawiałem, że przyjdzie. (Koniec retrospekcji.)
Norm: Borys prowadzi teraz salon samochodowy, ale nie chciał wystąpić. Za to przysłał trochę piasku. (Gigantyczny piasek spada na Dundera.)
Dundersztyc: (Stłumiony.) Ale przynajmniej się trochę wysylił.

Norm: A teraz twój przyjaciel...
Dundersztyc: Balunio! (Retrospekcja.) Kiedy byłem mały moje ubrania strasznie śmierdziały chlebem, ponieważ... (Koniec retrospekcji.) (Odkurza się.) To i tak kompletnie nie istotne zresztą to część innej i emocjonalnej dołującej retrospekcji, ale to innym razem. Wracając. (Retrospekcja.) Śmierdziałem chlebem tak bardzo, że wszyscy mnie omijani. Któregoś dnia do naszej wioski przyjechało wesołe miasteczko i potrzebne mi były pieniądze żeby... (Koniec retrospekcji.) To też zupełnie inna retrospekcja. (Retrospekcja.) Generalnie moi rodzice mnie porzucili i wychowały mnie oceloty. Chodzi oto, że chciałem dostać pracę w tym miasteczku, ale jedyny etap mieli przy wodzie, ale to nie ja padałem do wody tylko mną rzucano z kolei jest znowu kolejną opowieścią. (Koniec retrospekcji.) No dobra, dobra! A teraz w długim skrócie. (Retrospekcja.) Wygrałem balonik i namalowałem na nim twarz. Użyłem specjalnej długo trwałej farby własnego pomysłu i nazwałem go Balunio! Zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Bla, bla, bla. No dobra. Któregoś razu gdy pilnowałem trawnika jako skrzat ogrodowy. Balunio zaczął się oddalać. (Koniec retrospekcji.) Potem bardzo długo go nie widziałem, aż do chwili gdy... To była cała afera, że statkiem kosmicznym. Którą niemiło wspominam.
Norm: Oto i on! (Pojawia się Balunio.)
Dundersztyc: Och, Balunio, tak bardzo za tobą... (Balunio pękł, Dunder bierze wdech.) Baaaalllluuuuunnniiiooo!
Norm: Ha ha ha! Tylko z ciebie żartujemy. To nie był prawdziwy Balunio.
Dundersztyc: Nie prawdziwy?
Norm: Oczywiście, że nie. Prawdziwy Balunio pękł trzy tygodnie temu. (Trzyma go.)
Dundersztyc: (Płacze.) Och, BAAAALLLLLUUUUUNNNNNNIIIIIIIIIIUUUUUUUUUU!!

Norm: Spójrzmy teraz wszystko okiem na nasz krasna-lometr. (Krasnal wzrasta z 10.000 na 15.000.) Wow, to wspomnienie było bardzo przykre. Skoro już przestałeś beczeć idźmy dalej. Kolejną nieudaną próbą odmienienia twojego żywota było zgłoszenie wynalazku do konkursu naukowego.
Dundersztyc: (Retrospekcja.) Zgadza się! To-to był! To był! Mój pierwszy Inator w chwili kiedy miałem zaprezentować sędzią swój wynalazek dzieciak z wulkanem na sodę kuchenną deklarował wszystkich. Rok później próbowałem znowu budując jeszcze większy Inator, ale znów mój drut poszedł na marne przez wulkanik na sodę kuchenną. Miałem nauki po dziurki w nosie, więc postanowiłem poświęcić życie poezji.
Nastoletni Dundersztyc: Telewizor czarny, a filmy są szare, konie wciąż biegną, zaraz umrę z głodu.
Dundersztyc: Jednak nadal przegrywałem z wulkanami na sodę kuchenną. (Koniec retrospekcji.) A co gorsza te moje wiersze nie miały żadnego sensu. Ej, gdzie jest Pepe?

(Siedzenie Pepe jest puste, a dwa mechaniczne ramiona są związane.)
Dundersztyc: Pepe Panie Dziobaku, co ty robisz? (Pepe zagląda za kurtyną.) Dobra, koniec zabawy! Norm? (Norm rusza dźwignią, kurtyna się podnosi i podnosi Pepe z ziemi.) To właśnie Retrospekcjo-Inator! Widzisz, zło rodzi się poprzez stratę i ból, ale przeżywanie jednej retrospekcji naraz nic nie dawało. Dzięki temu zdobędę płynny wywar całego mojego bólu i cierpienia! A gdy się napełni krztynę sobie wszystko powrotem dzięki czemu stanę się największym złoczyńcą tego świata! Wtedy nic mnie nie powstrzyma przed zawładnięciem Okręgiem Trzech Stanów! (Ocelot spada na Dundera.) Aaa!
Norm: To jest i mama ocelot.
Dundersztyc: Jest wciąż bardziej opiekuńczy od mojej prawdziwej matki! O! Przestań!

Część II

ERROR About to Run Ten artykuł jest tylko zalążkiem. Pomóż rozbudować wiki i dopisz jego dalszą część.
Ten artykuł jest w edycji i ktoś właśnie zrobił sobie przerwę. Aby zapobiec konfliktom edycji, poczekaj, aż ten szablon zniknie ze strony. W razie wątpliwości skontaktuj się z administratorem lub z użytkownikiem o nicku 3patryk3.

(W ogródku Flynn-Fletcherów, Fretka nadal patrzy jak Fineasz i Ferb grają w tenisa stołowego.)
Fretka: Lada chwila zrobią coś przedziwnego i przyłapialskiego już ja to wiem.

(W Spółce Zło.)
Dundersztyc: A zatem, Pepe Panie Dziobaku. Podsumowując to co przed chwilą mówiłem zanim mi tak niegrzecznie i boleśnie przerwano. Gdy naładuję mój Retrospekcjo-Inator wskrzyknę sobie z powrotem cały tragizm mego żałosnego życia, który niezwłocznie przemieni mnie w arcymistrza ZŁA! I spójrz! Już tylko chwilka, wystarczy jeszcze jedno wspomnienie. Pomyślmy...? Pamiętasz, gdy byłem...
Vanessa: (Wchodzi do domu Dundersztyca.) Tato, czy mogę kluczyki do auta?
Dundersztyc: No pewnie córeczko! He.. O nie, nie, nie, nie... Płyną dobre wspomnienia! Aaaa..! Zupełnie nie mogę ich powstrzymać! Aaaa!
(Retrospekcja Dundersztyca ze wszystkimi wspólnymi i miłymi wspomnieniami z Vanessą.)
' Aaaaaaaa...!

(Piosenka Ty nie jesteś tak strasznie zły.)
Motorzysta: (Przejeżdża obok.) Hej mała, chcesz sie przejechać na prawdziwym motorze?
Dundersztyc: Jest nieletnia! (Prez swój inator umieszczony na kasku, przenosi motorzystę do innej rzeczywistości.)
Vanessa: Ważne jest tylko, że dla mnie jesteś super. (Całuje tatę w policzek.)
Dundersztyc: Więc jestem super!

(Z powrotem w domu Dundersztyca, wskaźnik wspomnień spada w dół.)
Vanessa: Słuchaj tato, jeśli chcesz tak siedzieć i sie nad sobą użalać, to nie ma sprawy. Ale dasz mi kluczyki?
Dundersztyc: O, No tak, racja! (Daje Vanessie kluczyki.) Bardzo proszę!
Vanessa: No to miłej zabawy, tato! (Wychodzi.)

Dundersztyc: I spójrz tylko na krasnolometr! Zaczynam wszystko od nowa!
Norm: Nic nie szkodzi! Ma pan przecież mnóstwo bolesnych wspomnień! A jak było z pańskim przyjazdem do Ameryki?
Dundersztyc: Cóż, miałem wtedy jakieś 16 lat, lub około. W pewnym wieku przestałem obchodzić urodziny z ogólnie wiadomych powodów. Pewnego dnia rodzice (Retrospekcja) wysłali mnie do szklepu, żebym kupił gruszkiemnie. (W retrospekcji sklep zamienia sie w łódź i Dundersztyc płynie do Ameryki.)
Pan Dundersztyc: Uf! Dał się nabrać!
Pani Dundersztyc: Ale naiwniak
Dundersztyc (narrator): Przyznam, że zawsze miałem problem z odróżnieniem szklepu od namalowanego szklepu. Ale tak oto zaczęła się największa przygoda mojego życia. Od tej pory chwytałem oburącz każdy dzień i mopa. (Dundersztyc z retrospekcji na pokładzie myje podłogę.) Zmierzałem do złotego kraju, pełnego szans. Kraju pełnego pionierkiego ducha, pełnego takich oferm jak ja! Ale zamiast tego, trafiłem do Ameryki. Czułem się tutaj jak w domu. (Na Dumdersztyca z spada skrzynia ze statku.) Ból fizyczny również był podobny. (Krasnolometr rośnie.)

Norm: A w Ameryce wszedłeś na nową drogę życia, znaną jako liceum. Gdzie nakręciłeś najbardziej kompromitujący teledysk wszechczasów!
Dundersztyc: Ach, myślałem, że wykasowałem to pamięci wszystkich.
(Piosenka Śpiewający Mag na Wrotkach.)
Na wrotkach sobie gnam!
Dundersztyc: Dobra Norm, wszyscy to już widzieli, wystarczy!
Norm: Ale nie widział pan cyfrowej przeróbki. (Film Dundersztyca ukazuje się przetobiony.)
Dundersztyc z nagrania: Na wrotkach sobie gnam, spłuczka soś zacieła!
Dundersztyc: Wiesz, to już gruba przesada. Oh! Prawdę mówiąc, to aż przechodzą mi ciarki.

Advertisement