Fineasz i Ferb Wiki
Fineasz i Ferb Wiki
Nie podano opisu zmian
(Dodawanie kategorii)
Linia 174: Linia 174:
 
'''Fineasz''': (''Pepe cały w szmince leży na kolanach chłopca.'') Cześć Pepe, czemu jesteś wymazany szminką? (''Pepe terkocze.'')
 
'''Fineasz''': (''Pepe cały w szmince leży na kolanach chłopca.'') Cześć Pepe, czemu jesteś wymazany szminką? (''Pepe terkocze.'')
 
[[Kategoria:Scenariusze]]
 
[[Kategoria:Scenariusze]]
  +
[[Kategoria:Scenariusze sezonu 1]]

Wersja z 17:36, 10 kwi 2013

Fineasz, Ferb, Fretka i przyjaciele jadą do babci i dziadka. Słyszą historię o Wielkiej Stopie. Fretka bardzo się nudzi, dlatego babcia proponuje jej nastraszenie dzieciaków. Udaje się, więc Fretka znowu ma dobrą zabawę. Dundersztyc umawia się na randkę przez internet. Niestety podczas spotkania obecny jest Agent P i wybranka interesuje i zachwyca się tylko nim.

Zabieraj mi tę wielką stopę z twarzy

(Rodzina Flynn-Fletcher, Izabela, Buford, Baljeet i Ogniki jadą na obóz do dziadków.)
Fineasz: Ej, już niedaleko! Co zrobisz jak tylko wysiądziesz z samochodu?
Buford: Znajdę szczawia, zdejmę mu gacie i powieszę mu je na maszcie.
Fineasz: Coś mi się zdaje, że nie ma tam żadnego masztu.
Buford: W takim razie znajdę szczawia i zdejmę mu gacie.
Baljeet: To możesz wziąć moje gacie. Nagle zupełnie się ufajdały.
Buford: Dzięki, ale dostać to nie to samo co ściągnąć.
Fineasz: A jak ty Izabela?
Izabela: Razem z ognikami będę zdobywać rożne sprawności.
Ogniki: Tak! Sprawności!
Fineasz: A ty siostra? Co będziesz robić na obozie?
Fretka: Po pierwsze to nie obóz, tylko domek letniskowy dziadków. Nuda!
Fineasz: (Wyjmuje koszulkę z logo obozu dziadków.) Mamy logo!
Fretka: Po drugie nie lubię plenerów... (Fineasz rozgląda się po samochodzie.) i nie cierpię robali. Fineasz, czy ty mnie w ogóle słuchasz!?
Fineasz: Chyba zgubiłem fermę mrówek.
Fretka: Mamo!
Linda: Tak Fretka?
Fretka: Czy ja koniecznie muszę jechać do dziadków?
Linda: Och, to chyba miłe, że dziadkowie co roku zapraszają was dzieciaczki i waszych przyjaciół.
Fretka: Ale ja nie jestem dzieckiem. Jestem młodą dorosłą. Nie mogę pojechać gdzieś w wami?
Linda: Oczywiście, że możesz kochanie - na sympozjum na temat antyków. Omawiane będą różnice między szelakiem a lakierem.
Lawrence: Uhu!
Fretka: (Do Fineasza) Daj mi jedną taką koszulkę. (Chłopiec podaje jej koszulkę z logo, w którą następnie dziewczyna płacze.)

(Dziadkowie czekają przed domem.)
Clyde: Gdzie oni są?
Betty Jo: Patrz właśnie przyjechali.
(Drzwi od samochodu się otworzyły i wszyscy zaczęli wysiadać.)
Clyde: Hahahahaha!
Fineasz: Heja dziadek!
Clyde: Mój wnuczuś Fineasz! (Podnosi Pepe i przygląda się mu.) Nie zmieniłeś się nic a nic.
Fineasz: Ale dziadku to nie ja, to Pepe.
Clyde: O rety! Chyba muszę sobie naprawić okulary.
Fineasz: Haha! Tak, to te okulary.
Clyde: Nasz turbo-Ferbo! (Podaje fałszywie ręce Ferbowi.) Szufla, na pokładzie, węgiel, kładzie, szufla, szufla, hahahaha... (Tarmosi go po włosach.) Mistrz skąpej riposty.
Ferb: Tak zasadniczo...
Clyde: Gdzie twoja siostra?

(Fretka siedzi na dachu domu i próbuje złapać zasięg.)
Fretka: Halo! Halo! Co trzeba zrobić, żeby złapać sygnał w tym pipidowie?
Betty Jo: Fretka!
Fretka: O cześć babciu. Jak ty w ogóle możesz mieszkać na takim zawsiówku?
Betty Jo: Och, przestań skarbie, nie jest tak źle. Zobaczysz.
Clyde: Ej miłośnicy przyrody! (Uderza w trójkąt.) Czas na strawę!
Fineasz: (Do Izabeli) Haha! Strawa to żarcie po dziadkowemu. Ej, gdzie jest Pepe?!

(Pepe stuka w pień drzewa i otwiera się tunel w nim do bazy. Dziobak skacze do niego. Zjazd okazuje się przestarzały i pokryty pajęczyną. Pepe wpadając do bazy, wpada na stolik z wazonem. W ostatniej chwili łapie ten wazon.)
Major Monogram: Przepraszamy Agencie P. My nie używaliśmy tego zjazdu odkąd skończyłem... Akademię. (Słychać smutną muzykę w tle.) W każdym razie Dundersztyc znowu coś knuje Agencie P. Ponownie zaszył się w tej swojej leśnej twierdzy. Twoja misja to wykryć co on knuje. (Agent P wybiega.) Tylko Agencie P uważaj. ...Akademia...! (Znowu słychać smutną muzykę w tle, oraz głosy młodego Majora i jego ojca.)
Młody Monogram: Ale ja nie chcę iść do Akademii tato.
Ojciec Majora: Nie jestem twoim ojcem, decyzja zapadła.
Młody Monogram: Kocham cię tato.

(Dzieci na obozie bawią się, a Fretka leży z daleka od nich z głową na kłodzie okrążona stadem much.)
Fretka: Sio obrzydliwe robale, odczepcie się, ja się opalam!
Fineasz: Cześć Fretka, przyniosłem mojej ulubionej doradczyni specjał Fineasza.
Fretka: Ach, to najzwyczajniejsza lemoniada i nie jestem doradczynią.
Izabela: Cześć Fineasz, dziewczyny rozstawiły namioty. (Ogniki stoją obok rozłożonych namiotów.) Czy możesz się tu podpisać, żebyśmy dostały odznaki.
Fineasz: Jasne!
Fretka: Co ty wyprawiasz?
Fineasz: Wiesz, jestem dyrektorem obozu. Wykonuję moją pracę.

(Wszyscy zgromadzili się obok dziadka.)
Clyde: Chodźcie tu dzieci! Jest taka stara legenda - nie żebym w nią wierzył - o wielkim saskuacz i wyścigu wielkich, leśnych potworów te lasy zamieszkujących! Jeśli mnie pamięć nie myli, napisali o tym jakiś czas temu piosenkę.
Izabela: Serio? Pamięta pan ją?
(Clyde zaczął grać na banjo.)
Fineasz: Pamięta.
(piosenka: To potwór)
Clyde: To potwór, to potwór,
A jego serce zimne niczym głaz.
Uciekaj, uciekaj, bo Wielka Stopa schrupie cię na raz.
Swoją wielką, bosą stopą cię rozdepcze.
I kijem swym sękatym walnie w łeb cię.
Ostrzy sobie kły, bo schrupać chce cię.
Uciekaj radzę ci, bo on czyha, uwierz mi..
Potwór, to potwór, zepsuje każdej twojej wody łyk.
To potwór, to potwór. Będzie dręczył cię, aż wydasz głośny krzyk.
Dzieci: Super!
Clyde: Jeszcze raz!
Potwór, to potwór...
(Fretka nadal leży z dala od innych.)
Fretka: Ach, czy ja tu jestem jedyną dorosłą? Dziadek zapomniał ile ma lat. (Podchodzi do niej wiewiórka.)
Betty Jo: (Fretka myśli, że mówi to ta wiewiórka.) A ty nie zapominaj ile ty masz... (Podchodzi do wnuczki i dziewczyna orientuje się, że to ona mówiła.) ...i idź się bawić.
Fretka: Hm, przepraszam babciu.
Betty Jo: I dla dorosłej nastolatki znajdzie się tu rozrywka. Wystarczy tylko użyć swojej wyobraźni. No wstawaj! Robimy patykoludki, z prawdziwych patyków!
Fretka: Babciu!
Betty Jo: Dobra, dobra wymyślimy coś innego.

(Pepe ląduje na paralotni na dachu domku letniskowego Dundersztyca. Opuszcza się na linie przez okno na dachu i obserwuje naukowca używającego komputera przez lornetkę.)
Dundersztyc: Hahahaha! Już dziś, to wszystko zdarzy się dzisiaj! (Pepe opuścił lornetkę i naukowiec go zobaczył.) Och, Pepe Pan Dziobak! Co za niespodzianka. Przy czym niespodzianka znaczy, ee...niespodzianka. Co ty tu robisz? To jest mój wolny tydzień. (Pepe zwrócił uwagę na stolik przygotowany do kolacji.) Ach, to...he, he, tak chyba muszę się do czegoś przyznać. Umówiłem się z pewną damą. To ktoś poznany przez Internet. Wiem co myślisz, ale... (Pepe spuszcza się po linie już na podłogę i rozwiązuje się.) ...spotykamy się dziś po raz pierwszy i ja... (Pepe biegnie do wyjścia.) O nie musisz lecieć? (Słychać dzwonek do drzwi, którego melodia przypomina dżingiel Dundersztyca.) O nie Panie Dziobak, ona nie może cię zobaczyć! Nie wie o tym, że mam śmiertelnego wroga, a nie mam czasu, żeby cię zniszczyć...ale będziesz moim pieskiem. Takim bezrozumnym zwierzakiem.
Kobieta: (Wchodzi do domu.) O, o cześć! Dobrze trafiłam? Niezłe ciacho 4427? (Zauważa Pepe jako już bezrozumne zwierzątko.) Och, naprawdę jesteś bardzo słodki. (Podnosi dziobaka.) To ty się ze mną umówiłeś.
Dundersztyc: Nie! Nie! Nie! He, he, he, to ja, ja jestem Niezłe ciacho 4427. Miło cię poznać. To jest mój pies Pan Dziobak i on właśnie wychodził sobie na wieczorny spacer.
Kobieta: Och, mogę go chwilę potrzymać? On jest taki słodki. Tak, tak, jesteś słodziutki, taki cudny.
Dundersztyc: Dobra, niech jeszcze trochę zostanie. Ale chwileczkę, bo wiesz jak jest troje to tłok, a dwoje... he, he.

(Wieczorem na obozowisku, wszyscy siedzą przy ognisku.)
Fineasz: (Zjadł piankę.) Ach, jak ja je lubię. Właśnie przyznaję ci odznakę opiekacza.
Fretka: Oj!
Fineasz: To jak dziadku, możemy zacząć opowiadać straszne historie? Znam jedną.
Clyde: Och Fineasz, ty zawsze zaczynasz. Dajmy szansę komuś innemu.
Betty Jo: Właśnie, to może ty Fretka?
Fretka: Nie!
Clyde: No dobra, to kto chce? Baljeet?
Baljeet: Co...eee... (Podają mu latarkę.) Dziękuję. Więc opowiem wam historię dziecka, które przyjeżdża do tego kraju i jedzie na obóz i mieszka z takim co się nad nim znęca. To naprawdę coś strasznego, właściwie bardzo straszliwego. (Cisza)
Clyde: Opowiadaj Fineasz!
Fineasz: Dobra dziadku, mam super opowieść pod tytułem Wielka stopa!
Dzieci: Wielka stopa?
Buford: Wielka stopa!
Betty Jo: (Udaje, że mówi wiewiórka.) Wielka stopa?
Fretka: Babciu!
Betty Jo: Przepraszam skarbie.

(W domku letniskowym Dundersztyca kobieta nadal przytula Pepe.)
Kobieta: Jesteś najsłodszym stworzeniem na świecie. Taka słodyczka, takie cuda.
Dundersztyc: Mówią, że jesteśmy do siebie podobni.
Kobieta: Ja tak nie mówię. Nie wcale, nie wcale.
Dundersztyc: E kochanie, wcale nie pijesz napoju ogórkowego. Zrobiłem go specjalnie dla ciebie.
Kobieta: Wiesz co, Niezłe ciacho 4427 wydawał się mniej bezradny. O tak, tak, tak...
Dundersztyc: E, wyjdę łyknąć świeżego.
Kobieta: Znacznie mniej bezradny w Internecie.
Dundrsztyc: (Wychodzi na balkon i pije napój ogórkowy, ale natychmiast wypluwa.) Przecież nie znoszę ogórków! Czemu to ja zawsze trafiam na świrusów.

(Przy ognisku Fineasz nadal opowiada historię.)
Fineasz: Mówią, że gdy księżyc będzie w pełni tak jak dziś, wielka stopa powróci i dokona swej zemsty. (Słyszy szelest.) Co to za hałas!? (Nagle z krzaków wychodzą potwory. Wszyscy się przerazili.)
Baljeet: Trzeba mi było zabrać więcej majtek.

(Dundersztyc usłyszał krzyk z balkonu.)
Dundersztyc: Hę, to brzmiało jak wrzeszczące dzieci. (Staje na barierce.) Ale nie mam dziś urodzin. (Spada z balkonu.) Aaaaa!

(Przy ognisku dzieci nadal krzyczą ze strachu, ale Fineasz się śmieje.)
Fineasz: Rozśmieszacie mnie! Hahahahaha!
Izabela: Fineasz, z czego ty się śmiejesz?
Fineasz: Wielka stopa nie istnieje. (Świeci latarką na Ferba sterującymi sztucznymi potworami.) To tylko Ferb na drzewie, patrz! Widzisz? To marionetki. Widzę nowy talent przyjacielu.
Izabela: To kto to jest?
Fineasz: Eh, to tylko dmuchany Ferb. (Spuszcza z niego powietrze.) I gada też jak Ferb.
Buford: To było ekstra.

(Dundersztyc z powrotem wspina się na balkon. Jego dziewczyna zauważyła go.)
Kobieta: Co to było? Ty zostań tutaj, ja pójdę sprawdzić. (Idzie na balkon, a Pepe korzystając z okazji zakłada fedorę i ucieka.) Och! (Dundersztyc wspiął się na balkon.) Wielka stopa?
Dundersztyc: Co?
Kobieta: Wielka stopa! (Bierze swoją torebkę.)
Dundersztyc: Nie, nie, nie czekaj, to ja! (Kobieta za pomocą torebki spycha go z balkonu.) Aaaa! Iiii! Aaa! Oooch!
Kobieta: Niezłe ciacho 4427? Ups! (Za nią Pepe skacze z dachu na spadochronie.)
Agent P

(Przy ognisku)
Clyde: Wow, to było dobre chłopie! Toś nas nabrał!
Fretka: Nie wytrzymam tego dłużej!
Fineasz: To był tylko żart Fretka.
Fretka: Sam jesteś żart Fineasz!
Clyde: Fretka skarbie, uspokój się.
Fretka: Uspokój się! Ja nie chcę się uspokoić!
Fineasz: Krzyk może zwabić prawdziwą wielką stopę.
Fretka: Prawdziwą wielką stopę...! Ach weź już przestań dobra! Każdy głupi wie, że nie ma czegoś takiego jak prawdziwa... (Zauważa zdenerwowanego potwora za sobą.) No ekstra, a z czego ten jest? Z patyków i żaróweczek?
Fineasz: Eee nie!
Fretka: Ach! (Potwór łapie Fretkę i zaczyna ją pożerać. Dziewczyna krzyczy. Wszyscy uciekają oprócz dziadków.)
Clyde: Hahaha, aleśmy ich babciu nabrali. (Betty Jo i Fretka wychodzą z brzucha sztucznego potwora.)
Betty Jo: Widziałeś jakie mieli miny?
Fretka: To był totalny odlot!
Betty Jo: Super! Wy też macie dmuchaną babcię.
Bliźniaczka Betty Jo: O nie jestem dmuchana. Jestem siostrą bliźniaczką babci. Przyjeżdżam tylko raz w roku, kiedy oni chcą kogoś nabrać. Pa! Teraz już na mnie czas! (Odchodzi.)
Betty Jo: Pa! Do przyszłego roku! Chodź Fretka, pozbieramy te przerażone dzieciaki i zrobimy im kakao.

(Dundersztyc spadł z urwiska w liny.)
Dundersztyc: To wcale nie była najgorsza randka. Raz jedna baba dźgała mnie widelcem i... co mi się tu mi. (Próbuje zdjąć liny, ale gdy jednym ciągnie z krzaków wyskakują marionetki Fineasza i Ferba. Dundersztyc myśli, że są to potwory. Ucieka i krzyczy, ale marionetki ciągną się za nim.)

(Pod domkiem dziadków)
Fretka: Haha, ale daliście się wkręcić, mieliście super miny! Tylko takie proste organizmy jak wy mogą wierzyć w potwory. Natomiast dorosła nastolatka taka jak ja wie, że nie ma czegoś takiego jak (Zobaczyła Dundersztyca z marionetkami i pomyślała, że to potwory.) ta-takiego jak...tak..g..ek... Wielka Stopa! (Uciekła do domu. Dzieci odwróciły się i niczego nie zauważyli.)
Baljeet: Ja jej nie wierzę ani na jotę, ona strasznie gra. (Wszyscy zgadzają się z Baljeetem.)
Buford: Czuję szynkę.
Fineasz: (Pepe cały w szmince leży na kolanach chłopca.) Cześć Pepe, czemu jesteś wymazany szminką? (Pepe terkocze.)